Jego serce chyba pękło od nadmiaru światła...
Doskonale wiem, że ludzie kina, którzy innym pokazują "w co wierzyć", "dokąd iść", "za czym podążać", "czego unikać", "co jest ważne, a co jest ułudą", i jak to wszystko robić w pogodzie ducha, sami mają często "mrok w duszy". Często tacy ludzie traktują swoją misję czysto profesjonalnie, a swój talent instrumentalnie; nierzadko w głębi serca pogardzają naiwnością odbiorców ich filmowych "pouczeń".
Ale nie wierzę, że tak jest w przypadku Hughesa. Po prostu nie wierzę...