Pojęcia nie mam za co ten Oscar. Przyjemna rólka ale nie zasługująca na najwyższe laury.
O kurde, ona pokonała wtedy Michelle Pfeiffer („Niebezpieczne związki”)
i Sigourney Weaver („Pracująca dziewczyna”).
Ale musisz przyznać, że jej postać dodała temu nudnemu filmowi kolorytu. I jestem bardziej niż pewien, że Akademia miała właśnie to na uwadze.
Ogólnie to film mi się podobał. Lubię takie słodko gorzkie opowieści. Ale muszę po części przyznać Ci rację, Davis wniosła wiele ciepła i uroku do tej z początku ponurej opowieści. Chociaż Kathleen Turner też zapadła mi w pamięci a miała znacznie mniej czasu ekranowego. Do tej pory kojarzyłem Ją jako femme fatale lub bohaterkę komedii a tutaj wypada swietnie jako pogrążona w żałobie Matka. Uważam jednak że wyżej wymienione Pfeiffer i Weaver bardziej zasłużyły na statuetkę, za te dwie konkretne role jak i za całokształt.
Trudno się spierać - wszystkie role i ich odtwórczynie są wspaniałe.
Ja posiadam jednak pewien sentyment dla Davis. I przyznam bez bicia, że nie wiem z czego to wynika.
Podobnie mam z Laurą Dern.
Ot, tak.
Też mam do niej sentyment. Jako dziecko uwielbiałem oglądać „Sok z żuka” i „Długi pocałunek na dobranoc”, z kolei w gimnazjum zachwyciła mnie w „Thelmie i Louise (i za ten film dałbym Jej Oscara, bo podobała mi się bardziej od Sarandon ale miała dużą konkurencje w postaci Foster). Ale uważam że akurat nagroda za „Przypadkowego turystę” to lekkie nieporozumienie, raz że konkurentki bardziej mi się podobały, a dwa - to chyba najmniej lubiana przeze mnie rola Davis, ale to już wyłącznie moje prywatne zdanie. W zasadzie to ta wygrana jest bardzo ciekawa bo zdobyła Oscara a wcześniej, za tę samą rolę nie była nominowana do żadnej, kompletnie żadnej nagrody. W sumie musiało być to dużym zaskoczeniem. Dzisiejsze rozdania nagród są jednak nudne bo już po Złotych Globach wiadomo kto zgarnie nagrody. Szkoda mi Pfeiffer i Weaver (również aktorka mojego dzieciństwa - „Obcy”, „Pogromcy duchów”) bo według mnie są to aktorki które zasłużyły na Oscara znacznie bardziej niż Geena.
Laure Dern tez bardzo lubię. Pamietam jak kilkanaście lat temu była gwiazda Telekamer i wówczas nasi rodacy śmiali się ze zaprosili podrzędną aktoreczkę dla której ta, wątpliwa nagroda, jest zapewne ukoronowaniem kariery. A tu proszę. W zasadzie po 40tce Laura dopiero zaczęła się rozkręcać i od czasu tych nieszczęsnych telekamer zdobyła 4 Złote Globy, Oscara i masę innych prestiżowych nagród. Aktorka jak wino...
I w sumie zaskakujące jest to nagłe załamanie kariery Geeny. Rozumiem ze zaliczyła dwie komercyjne wpadki, ale były aktorki które podnosiły się po dużo większych porażkach. A tymbardziej że Davis to w końcu laureatka Oscara i odtwórczyni kultowej roli w „Thelmie i Louise”.
W historii rozdawania oscarów jest tyle pomyłek że głową mała . I dostaje potem taka czy taki oscara nie wiedzieć za co A taka Glenn Close nie ma na koncie ani jednego. to jakaś farsa.
Za co? Za to, że wyszła wręcz z ekranu, przedstawiając obraz kobiety, która żebrała o miłość z taką lekkością i finezją. Jezus jak ja jej kibicowałem w tej roli. Mnie tą interpretacja złapała za serce!! Nie potrafię tak trafnie się wyrazić, ale zagrała tą postać w bardzo dwuznaczny sposób, z jednej strony szalona behawiorystka, zwariowana, z drugiej kobieta skrzywdzona, ale silna, samotnie wychowująca dziecko i ja tak serio zobaczyłem laske, która dla siebie i dziecka w imię milosci, była w stanie zabić! Mnie kupiła!