Wyjątkowa szmira. Przez cały film towarzyszyło mi uczucie zdenerwowania, zirytowania, zniechęcenia. Żałuję zmarnowane dwie godziny z mojego życia. Faktycznie, zgadzam się z innymi widzami, że jest widoczna symbolika w filmie. Problem polega na tym, że niczego nie dowodzi i nie ma tu morału. Jeżeli ma być tam symbolika to jest niespójna. Np. Jeśli dziecko to Jezus, a ojciec -Bóg to kim jest kobieta? Nie Naturą tylko Maryją, a Maryja nie popełniła samobójstwa. Wiele takich nieścisłości jest w filmie. Nie ma żadnego przekazu
Fakt, ja dzisiaj pamiętam tylko tyle że ten film to jeden wielki chaos. Momentami przypomina komedię a pod koniec widz jest świadom że film z niego żartuje. Nie powiem że nie bo kontrowersyjny typu love or hate.
Niestety jest dokładnie tak, jak piszesz. Podstawowa rzecz, która pada tutaj na forach jest taka, że poeta symbolizuje Boga. Tyle że ani w tradycji judeochrześcijańskiej, ani muzułmańskiej kobieta nie odgrywa tak znacznej roli, jak w wizji Aronofskiego. W mother! tytułowa matka jest inspiracją , źródłem miłości dla poety, a w dwóch najpopularniejszych religiach świata nie ma miejsca dla kobiety - matki czy kobiety - żony w roli najważniejszego ogniwa boskiej wizji świata. Jeśli matka jest ziemią, to jest to bardzo naciągana metafora, gdyż idea matki - bogini znana jest w Europie z mitologii greckiej i zapewne innych, ale stoi ona całkowicie w sprzeczności z ideami monoteistycznymi. Okropny film, również byłem poirytowany, Bardem i Lawrence byli nieprzekonujący, jak gdyby sami nie wiedzieli, co mają widzowi przekazać. Aronofsky nie poradził sobie ze scenopisem, nie potrafił poskładać pomysłu w dwugodzinną historię.