Szanuję filmy, które budują swoją rozrywkę na tym, że są słabe i ich pretensjonalność jest ironiczna. Tutaj ewidentnie widoki były szerokie, a oczekiwania... za wysokie. Sposób połączenia oczywistej ogólnoludzkiej, chrześcijańskiej metafory i wykonania stworzyła film wybitnie męczący, pseudointelektualny , po prostu zły. On nie był słaby, bo coś nie wyszło, zabrakło ikry czy dobrych aktorów. Wszystko super - obsada, zdjęcia, scenografia, ale karna 1 za bezwstydność i brak autokrytyki twórców, za to, że mieli czelność to wypuścić i jeszcze chwalić.
Dobrze napisałaś! Ja też dawno nie widziałam tak fatalnego filmu. Czytam teraz, że to ma jakieś przesłanie, aha... ok. Widać zbyt mądry jest ten film dla mnie :-) trudno, bywa i tak.
Najbardziej bezczelne jest mówienie, że nie podoba się temu, kto nie zrozumiał metafory. Po pierwsze tam nie było nic do rozumienia, to było ubijanie kotleta schabowego twarzą widza, a po drugie - to, że coś próbuje zostać dziełem, nie znaczy, że nim jest.
Dokładnie. ja wolę jak coś mi jest przekazane w sposób subtelny, najlepiej przy okazji świetnie się bawiąc w trakcie seansu. W tym "dziele" nie ma nic powyższego, jeśli było w tym jakieś przesłanie, a okazuje się że było, to ono do mnie nie dotarło, a przy tym średnio się bawiłam. Za głośnie, zbyt chaotyczne i ta Lawrence zdzierająca gardło do bólu, mnie to śmieszyło niż poruszało. Nie chce mi się zastanawiać "co autor miał na myśli?", nie lubię tego typu filmów.
Tak, że potrafią wyjść ze swojej bańki samouwielbienia i zobaczyć, jak to jest męczące.