A przynajmniej byl nia ostro zauroczony. Na pierwszej wizycie u starej jedzy kiedy zwraca sie do niego Pani Austen, widac ze wytracony z rownowagi zerka w jej strone, ale caly czas gapil sie na Jane. W sumie to mi go szkoda. Pomyslcie jak on sie czul, zakochany w pieknej pannie, ktora ciagle robila z niego debila, uganiala sie za innym, raz odrzucala go w smieszny sposob, potem po przyjeciu oswiadzcyn ucieka z innym. Nic tylko mu wspolczuc...
Jak miło, że ktoś jeszcze to zauważył :P mi też go szkoda, to moja ulubiona postać w całym filmie.
Super, że na końcu się postawił tej "starej jędzy" i umiał się wznieść ponad własne zranione uczucia, okazał się silniejszy, niż można by przypuszczać.
Ulubiona? Gość był słaby, całe życie pod dyktando swojej ciotki która uparła się na Jane. Widział że Jane go nie kocha, odrzuca jego zaręczyny...co jeszcze? Potrzebował szybko się hajtnąć? Mógł szukać innej i postawić się ciotce. Nie ma nic gorszego niż faceci którzy upatrzą sobie kobietę i wmawiają jej że się z nią ożenią. Nie ważne że kobieta ich nie kocha, nie pożąda, że ich unika. Pal licho, będą męczyć do upadłego...
No właśnie, jeśli życie osobiste Austen było inspiracją do jej powieści, to odpowiednikiem pana Darcy byłby raczej Wisley niż Lefroy. Małomówny, powściągliwy gentelman, przywiązany do tradycyjnych wartości, norm społecznych, powinności, sprawiający wrażenie dumnego, ale na którym w sumie można polegać. U Austen, zawsze wygrywali spokojni, zrównoważeni męscy bohaterowie jak Darcy, pułkownik Brendon, Edward Bertram, a nie Wickchamy, Willouhby czy Henry Crawford. Nie twierdzę, że Tom był hulaką, bawidamkiem jak ci trzej ostatni, właściwie rozstał się z Jane ze szlachetnych pobudek, w przeciwnym bowiem razie, mogłaby na tym ucierpieć finansowo jego rodzina. Jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mógł bardziej walczyć o swoje szczęście. Lubię MacAvoya i oczywiście przez cały film to mu kibicowałam, ale ta jedna z ostatnich scen kiedy Wisley przychodzi do Jane i mimo wcześniejszych upokorzeń i niechęci swej matki, nadal jest w stanie być z Jane, gdyby ta tylko go zechciała, zmienia zupełnie odbiór tych dwóch postaci: Wisleya i Toma. U Austen-pisarki nie wygrywały te płomienne, szalone uczucia, pierwsze zauroczenia, tylko te spokojne, które rodziły się powoli, z wzajemnego szacunku.
Lefroy nie rozstał się z Jane, ona sama go rzuciła, bo zrozumiała że wychodząc za niego postąpiłaby samolubnie i bezmyślnie. A matka Wisleya nie żyła, zajmowała się nim ciotka
Ten film to dla mnie jakieś burżuazyjne brednie.
Panienka z dobrego domu bała się zaryzykować, porzucić konwenanse i skalać pracą więc wybrała wygodne życie w ułudzie i karmienie się wspomnieniami przez resztę życia, zamiast wielkiej miłości. Przykro to mówić, ale zarówno Jane jak i Tom sprzedali swoje dusze dla pieniędzy i wybrali życie w kłamstwie. (Niesamowite, że koniec końców to właśnie Jane nalegała na rozstanie).
Dziewczyna była więźniem swojej klasy społecznej i uprzedzeń - dla niej bieda oznaczała "powolny upadek, poczucie winy i pogrzebanie miłości". Bardzo ciekawy i odkrywczy wniosek, bo jak dotąd wydawało mi się, że nie ważne czy w bogactwie czy w biedzie, zdrowiu czy w chorobie - istotne że dwoje ludzi się kocha i pragnie ze sobą być. Dziwne, że Jane nie uznała za upadek zmarnowania całego swojego życia w imię korzyści finansowych, rezygnacji z najwyższych wartości, z wierności sobie...a przecież to właśnie Tom i Jane zrobili - pogrzebali swoje szczęście i siebie samych; wybrali kłamstwo i oszustwo. Ile warte jest takie życie? Czy "zaszczyt" brylowania na starość w wytwornym towarzystwie, słuchając pojękiwań jakichś tłustych śpiewaczek i duszenie się w swoim staropanieństwie wśród tych wszystkich zbytków, atłasów, kieliszków z szampanem i pretensjonalnego towarzystwa jest wystarczającą nagrodą za takie poświęcenie? Serio, Jane uważała że za coś takiego warto oddać zycie ?
Już rozumiem dlaczego nie przepadam za twórczością Austen.
Ten film zadziałał na mnie jak trucizna i szczerze mówiąc nie było w nim sceny, żeby szlag mnie nie trafiał . (jeśli już nie było to zasługą Jane, to dyskryminacja ze wzgl. na pleć i podwójne standardy dla kobiet i mężczyzn dokonały reszty) A miałam nadzieję, że po "Wieku niewinności" już nigdy więcej nie wścieknę się tak z powodu głupiego filmu.
:(
niestety nie wiem ile masz lat ale nic tak skutecznie nie niszczy uczuc jak bieda i brak pieniedzy na podstawowe potrzeby swoje i licznego potomstwa. Zaczyna sie od depresji, wzajemnych pretensji potem klotnie i nienawisc. Mozesz sprobowac wykonac ten eksperyment, powodzenia, wroc z wnioskami. Milosc nie jest warta funta klakow bo motywuja ja durne hormony. Oboje postapili slusznie
Na angielskiej Wikipedii jest napisane, że po latach bratanek lub bratanica zapytali Toma Lefroya o Jane i odpowiedział im, że to była chłopięca miłość. Czyli była, ale mu przeszło. Z Jane problem był taki, że ona nie miała nic do roboty tylko całe życie babrała się w tych romansach i spędzała czas ogólnie na nicnierobieniu i dlatego nigdy jej nie przeszła ta miłość, bo ją pielęgnowała i rozpamiętywała. Z Tomem sprawa wyglądała inaczej, bo on miał pracę i miał czym zająć głowę, więc to co się wydarzyło jak miał 20 lat to była odległa przeszłość, bo wiele się od tamtej pory wydarzyło.
I tak, bieda zabija największą miłość. To strasznie mało romantyczne nie mieć pieniędzy. Tom Lefroy był zależny od bogatego wuja, który nie chciał, by ten się żenił z Jane. Może za kilka lat (choć podejrzewam, że to bardziej 10-15 lat niż kilka) mógłby zdobyć pozycję i wrócić, ale przez te lata zwyczajnie zapomniał o niej. Poza tym i tak szybko ożenił się z inną, bogatą panną. Widocznie Jane nie była aż tak wspaniała, by warto było czekać, a Tom wcale jej aż tak nie kochał.
Zgadzam sie. Na pewno byli by ze soba szczesliwi, bo sie nawzajem szanowali. Mysle ze w koncu zrodzilo by sie miedzy nimi szczere uczucie.
Jest dość spora różnica między szacunkiem dla drugiego człowieka, a pójściem z nim do łóżka, urodzeniem mu dzieci i spędzeniem u jego boku reszty życia, nie uważasz? :D Do tego przydałaby się jednak odrobina chemii między bohaterami, czego brakowało tej parze.
Jane UGANIAŁA sie za innymi? Robiła z Wisleya DEBILA? Kuzwa, brakuje ci piątek klepki czy tylko udajesz? Pisanie o uczuciu faceta który był przymuszany do ożenku z kobietą która NIC DO NIEGO NIE CZUŁA jako o czymś super pozytywnym, dobrym to tylko oznaka czystej głupoty. Taaa, życie z drugą osobą którą się co najwyżej lubi i czekanie do usranej śmierci aż zacznie się ją naprawdę kochać, pożądać...No cudownie, coś jeszcze? Rozumiem że też tak żyjesz?
Kiedyś ludzie brali śluby z osobami, których nie kochali i to była norma. Miłość miłością, ale żyć też trzeba. W UK sytuacja kobiet była znacznie gorsza niż w Polsce, bo tam kobiety zazwyczaj nie dziedziczyły i jeśli nie miały męża ani brata, który by się nią opiekował, to marny był ich los. Wyjście za mąż z miłości czy bez to był priorytet.