Jak dla mnie to właśnie w dwójce było ciemnej i mrocznie. Co do czarnego charakteru, to Nicholson zjada w roli Jokera na śniadanie De Vito jako Pingwina. Co nie zmienia faktu, że De Vito stworzył bardzo niepokojącą i... wkurzającą postać przez co widz z jeszcze większą radochą oglądał jak Batman wymierza gangsterowi słuszną karę. Jak dla mnie mistrzowski był wątek miłosny między Catwman (jak dla mnie najlepsza rola Pfeiffer ever), a Batmanem. Jeszcze dzisiaj lubię sobie odświeżyć ten film. Arcydzieło kina rozrywkowego - przynajmniej moim skromnym zdaniem.

Dla mnie ten jest zdecydowanie bardziej mroczniejszy i ponury, i bez happy endu, a zarazem o wiele głębszy niż pierwszy "Batman".
Było więcej groteskowości, ale głębiej się przyglądając to ten film jest niezłym studium psychologicznym dwoistej natury człowieka. No i mistrzowska rola Michelle :D

to mi z kolei bardziej podobał się Pingwin DeVito niż Joker, Nicholson dobrze zagrał, ale jego postać u mnie nie wzbudziła większych emocji. A o jakich mankamentach mówisz?

"Powrót Batmana" to już 100% Burtona w Burtonie, czyli jego w pełni autorski projekt. W pierwszej części nie miał tej wolności twórczej. Tak czy siak u mnie "Powrót..." deklasuje pierwszą część, a Joker minimalnie tylko lepszy od Pingwina (bo to w końcu Nicholson!), choć ten drugi jest postacią bardzo tragiczną i przez to budzącą więcej emocji.