PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=110862}
5,4 160
ocen
5,4 10 1 160
Oblubienica Frankensteina
powrót do forum filmu Oblubienica Frankensteina

Mamy tutaj na warsztacie nie lada ciekawostkę. "The Bride" wydane u nas na VHS jako "Panna młoda" to trochę remake, a trochę sequel "Narzeczonej Frankensteina" z 1935 roku. Film zaczyna się tam, gdzie kończy oryginał. Sprawy mają się jednak inaczej. Dochodzi do wielkiego pożaru, wieża gdzie doktor dokonuje stworzenia kobiety pozszywanej z ciał eksploduje. W wyniku tego, giną współpracownicy naukowca (w tym bardzo szybko żegnamy Timothy'ego Spalla, który pojawia się tu tylko na chwilę). Monstrum przeżywa i ucieka w lasy. Zaś wskrzeszoną kobietę o urodzie Jennifer Beals Frankenstain postanawia przygarnąć.

Tak oto film zostaje rozbity na dwa wątki. W jednym monstrum podróżuje, spotkawszy na swej drodze szlachetnego karła Rinaldo. W drugim doktor Frankenstain próbuje wyszkolić swą podopieczną na kochankę idealną, ucząc ją uprzednio literatury, manier oraz jazdy konnej. Jasnym jest, że pierwszy wątek okazuje się ciekawszy. W dużej mierze dzięki motywowi "przygody", który czyni go mniej statycznym. Ale też aktorsko. David Rappaport jako karzeł i Clancy Brown w roli potwora to świetny duet, umiejący bardzo wiele wyrazić. Tymczasem Sting jako szalony baron jest po prostu fatalny. Szczerze mówiąc nie wiem co chciał do końca uzewnętrznić, bo przez cały film ma pokerową twarz, jeżeli wyłączyć kilka napadów złości. Jennifer Beals między tym wszystkim jest całkiem ok, ale bez szału. Najgorsze jednak, iż po prostu ich część to mało zajmujące romansidło kostiumowe.

Mimo tej słabości "The Bride" broni się czymś, co w czasach kręcenia tej produkcji nie było oczywiste. To produkcja samoświadoma. Cytująca oryginał, nieźle mu hołdująca, ale też z uśmiechem odwracająca kilka sytuacji do góry nogami. Ot, choćby ciekawie wypadło odwrócenie imion głównych bohaterów, bo w popkulturze utarło się, że to potwora zwie się Frankenstein, a twórcę Viktor. Do tego nigdy nie możecie się spodziewać czy monstrum spotka na swej drodze niegodziwca, czy altruistę. Stereotypy też są tu nieźle ograne. Uprzyjemniło to seans.

Słowem podsumowania- warto. Nim jednak zmierzycie się z tą produkcją, powinniście odświeżyć "Narzeczoną Frankensteina". Sam tak zrobiłem i dzięki temu widzę dużo więcej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones