To jest właśnie to czego oczekiwałem, najlepsza część nowej trylogii, to powinno wyglądać tak od samego początku.
Cały film jest spójną całością, łączy wszystkie wątki z poprzednich części i doprowadza je do końca w kulminacyjnym momencie. Już od pierwszej części mogliśmy obserwować powolną przemianę Anakina, w "Zemście Sithów" mamy finał tejże przemiany, ostateczne przejście na ciemną stronę mocy, które z punktu widzenia Anakina ma uratować Padme przed śmiercią i zaprowadzić pokój w galaktyce oraz republice. Stał się tym co ślubował zniszczyć, miał zaprowadzić równowagę w mocy, tymczasem on spowił ją w ciemnościach. Zdradził tych co go kochali, ufali mu, nie posłuchał nawet rady swojego przyjaciela, Obi-Wana, przez niego Padme straciła chęć do życia.
To co jest dobre w tym filmie to dramatyzm. Poprzednie dwie części były bezuczuciowe, oglądało się je bez większego wczucia, nie było przywiązania do bohaterów, byli oni nijacy, nie zależało nam na ich losie. W "Zemście Sithów" można się przywiązać do postaci, "nawiązać z nimi kontakt", czuć to samo co oni. Osobiście muszę się przyznać że kilka razy podczas oglądania zdarzyło mi się uronić łzę, szczególnie na scenie walki Obi-Wana z Anakinem, oraz na pogrzebie Padme.
To co jeszcze mi się bardzo podobało w tym filmie to genialne ujęcia statków, w poprzednich częściach tego nie było, mnie osobiście to strasznie jara. No i wreszcie była jakaś prawdziwa bitwa w kosmosie, a nie jakieś pitu-pitu.
Myślę że wyeliminowanie tych "śmiesznych" momentów które były wciskane gdzie się dało w poprzednich częściach przyniosło bardzo dobry efekt, nie pasowały one po prostu do koncepcji którą chcieli przedstawić.