Obejrzałem go wczoraj (w rocznicę śmierci Freddiego) i mam pewien niedosyt. Widziałem już inne dokumenty o Queen, dlatego mam porównanie...
Niby ładnie się zaczęło, narrator omówił początki zespołu, 1-sze płyty, ale gdy doszedł do płyty News of the World poszedł po "łebkach." Pominął niemal całkowicie lata 80-te, które wbrew pozorom nie były takie słabe w wykonaniu Queen ("The Works", "A kind of Magic", "The Miracle") i od razu przeszedł do śmierci Freddiego. Lepiej mi się oglądało dokument "Days of our lives" i inne, aczkolwiek ten coś zawsze wnosi, ale mógłby być dłuższy.