Część druga zrobiła na mnie mniejsze wrażenie niż pierwsza, co nie znaczy, że wrażenia nie było. Ale analizując na chłodno, po seansie i mając w pamięci 3-krotnie przeczytaną książkę, jest sporo rozczarowania.
Ktoś w innej recenzji napisał, że miał wrażenie "odhaczania" kolejnych ważnych momentów powieści. Też mam takie wrażenie. Rozumiem, że w przypadku ekranizacji książek zmiany bywają nieuniknione, ale żeby aż tak i tyle? Żeński Kynes z cz. I, brak Thufira Hawata, Stilgar jako narwany religijny fanatyk, kompletnie inna i dziwna postać Chani (już nie jako córka Kynesa +zakończenie z nią)... ech, za dużo tego. :/ Ok, moim zdaniem udało się wybrnąć z Alią, która została w brzuchu mamy.
Zagubił się gdzieś przekaz ekologiczny, mocno akcentowany w książce. Rozterki głównego bohatera połączone z piękną formą (obrazami), to jest to co najbardziej utkwiło mi w pamięci. Trochę za mało.
Na bardzo duży plus zasługują fenomenalnie zagrani antagoniści: baron Harkonnen - wiadomo, Feyd-Rautha - zdecydowanie przebił groteskowego (ale dla mnie mimo to kultowego) Stinga z tamtej Diuny , no i najbardziej Christopher Walken jako nieco zblazowany Imperator (jakże inny od Imperatora u Lyncha) - mistrzostwo! Co ma w sobie ten człowiek!
Podsumowując - plusy dodatnie i plusy ujemne wychodzą bardziej na ujemne :(