Od początku filmu miałem wrażenie, że mam do czynienia z filmem nieprzeciętnym - każdy
kadr, każdy dialog od samego początku był doskonały, wysmakowany, wyważony. Jarman
opowiadając o Caravaggiu z każdą sceną sam bawił się w malarza, interesowało go to
bardziej, od wiernej biografii czy fabuły. Świetne są tutaj role samego Caravaggia,
Jerusalem, znakomicie spisał się Sean Bean i Tilda Swinton.
Wrażenia z początku nieco opadają im dalej kieruje nas Jarman, szczególnie, kiedy
postanawia nam coś przekazać - chodzi o scenę z kalkulatorem czy maszyną do pisania,
itd. Nie wiem i nie chce wiedzieć, o co chodziło w tych scenach, traktuję to jako drobne i nic
nie znaczące wpadki.
9/10
Caravaggio w swoich obrazach poruszał często odwoływał się do Biblii i mitologii 'uwspółcześniając' tematy, ubierając postacie w XVI-wieczne stroje (np. w ,,Narcyzie", ,,Powołaniu Św. Mateusza"), chciał w ten sposób przybliżyć historie czasom, w których żył. Myślę, że dokładnie o to samo chodziło Jarmanowi - dodał XX wieczne rekwizyty, chcąc przybliżyć nam Caravaggia, być może chciał zostać tak samo innowacyjny jak malarz, no i chyba mu się udało. Co prawda scena z kalkulatorem szokuje, ale nie można uznać jej za wpadkę.