Recenzja filmu

Desert Fury (1947)
Lewis Allen
Burt Lancaster
Lizabeth Scott

W labiryncie uczuć. "Tych" też

Posępne miasto. Skorumpowani ludzie. Femme fatale i główny bohater w drodze do zatracenia siebie. Tak można streścić dziesiątki taśmowo produkowanych amerykańskich kryminałów w latach 40-50. XX
Posępne miasto. Skorumpowani ludzie. Femme fatale i główny bohater w drodze do zatracenia siebie. Tak można streścić dziesiątki taśmowo produkowanych amerykańskich kryminałów w latach 40-50. XX w. Obok niewątpliwych perełek takich jak "Wielki sen" czy "Podwójne ubezpieczenie" wiele noirów nie przetrwało próby czasu. Recenzowany film Lewisa Allena podejmuje jednak wątek i kontrowersyjny i subtelny zarazem. Wciąż aktualny dla wielu z nas.

Fabuła przenosi nas do  Chuckawalla w Nevadzie gdzie wpływową kobietą jest właścicielka kasyna Fritzi Haller (Mary Astor). Pewnego dnia do miasteczka przybywa Eddie Bendix, podejrzewany niegdyś o morderstwo żony. W mężczyźnie zakochuje się córka Fritzi,  Paula Haller (Lizabeth Scott). Ten związek nie podoba się jej matce, a także ambitnemu szeryfowi Tomowi Hansonowi (Burt Lancaster). Formalnie zatem scenariusz jest mało oryginalny i sztampowy, a jednak znajdują się w nim wątki, które wzbogacają i zmieniają przekaz twórców. Otóż relacja Fritzi i Pauli jest bardzo specyficzna. Córka zwraca się do matki per ty, a ta z kolei mówi do własnego dziecka niczym mężczyzna do swojej ukochanej. To nie pomyłka. W Desert fury mamy zawoalowany (przez kodeks Haysa) wątek homoseksualny. Podobna relacja łączy także samego Bendixa i jego kolegę. Niezwykle znamienna jest scena w której schadzkę Bendixa i Pauli przerywa zazdrosny Johnny. Zazdrość to zresztą główne uczucie, które determinuje poczynania głównych bohaterów. Niestety poprawną narrację psują niepotrzebne sceny… pocałunków Bendixa i Haller. Konia z rzędem dla scenarzysty, który wpadł na pomysł, aby sfilmować 4 pocałunki w przeciągu kwadransa. Te sceny niczemu absolutnie nie służyły i niczego nie wnosiły nowego do fabuły, a w pewnym momencie budziły u mnie groteskowe zażenowanie. Absolutnie wystarczyłaby jedna bardziej wymowna scena miłosna.  Pewne rozczarowanie przynosi także zakończenie filmu z szablonowymi mądrościami wygłaszanymi przez bohaterów. Z drugiej strony w filmie zawarto kilka symbolicznych scen, które na różne sposoby można interpretować. Choćby postać szeryfa też wydaje się skrywać pewną tajemnicę. Jaką? To już wyzwanie dla spostrzegawczego widza.

Film, co było wówczas dosyć niespotykane, został nakręcony w kolorze i przyznam, że nie jestem przekonany, iż była to dobra decyzja. Gatunek noir został idealnie skrojony dla czerni i bieli aczkolwiek w tym przypadku pastelowe kolory nieźle podkreślają walory urody aktorek i krajobrazu.

Trudno wyróżnić aktora, który zapadłby szczególnie w pamięć swoją grą. Wątpliwości budzi John Hodiak w roli czarnego charakteru i amanta zarazem. Także Lizabeth Scott miała na swoim koncie lepsze wcielenia chociaż nigdy nie wzniosła się na aktorski piedestał. Na ich tle Lancaster i Astor wypadają względnie lepiej, ale bez rewelacji.

Filmowi wystawiam 6/10. Szkoda, bo w "Desert fury" tkwił potencjał na lepsze kino.  
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones